⛈️ Z Czego Utrzymać Się W Bieszczadach

IV. Walki w Bieszczadach w latach 1944 - marzec 1947. Pierwsze walki z UPA w Bieszczadach stoczyły oddziały partyzanckie jeszcze w czasie okupacji: OP-23, oddział braci Pawłusiewiczów i oddział "Muchy" (M. Kunuckiego). Po przejściu frontu i powrocie UPA w Bieszczady, pierwsze potyczki miały miejsce pomiędzy UPA a NKWD. W tym czasie w Pamiętajcie, że wybierając się z nami jedziecie z przewodnikiem, czekają na Was na tej wycieczce 4 najważniejsze atrakcje w Bieszczadach, a nie tylko ta 1 przez cały dzień… i będzie TANIEJ (udało nam się wynegocjować zniżki na bilety i obiady sięgające do 50%!). Od tej wycieczki każdemu polecamy ROZPOCZĄĆ wypoczynek. Fotopułapka uchwyciła atak niedźwiedzia w Bieszczadach. Aktywiści przyznają się do błędu [ZDJĘCIA] Patryk Rutkowski 15.11.2023 14:58. Rzecznik Lasów Państwowych skomentował atak Bieszczady stają się coraz popularniejsze - z roku na rok coraz więcej osób pragnie wyjechać właśnie w te góry, położone w województwie podkarpackim, żeby odkryć ich dziką przyrodę i poczuć ich tajemniczy klimat. Być może to zasługa ogromnego ruchu w Tatrach - turystów jest tam tak wiele, że czasem ciężko nawet zachwycić się jakimś widokiem, bo tuż za nami podąża Często szukają sobie schronienia w stertach desek, czy kopach siana. Eskulapa kojarzone są z występowaniem na drzewach, krzewach, czy dachach wysokich budynków– gdzie rzeczywiście można je zobaczyć (do 2,5 metra nad ziemią). W Bieszczadach spotykany m.in. w okolicach Otrytu. 2. Żmija zygzakowata ( Vipera berus) Fot. Frank Vassen/cc Praca: Kierownik pensjonatu w bieszczadach z zakwaterowaniem. 161.000+ aktualnych ofert pracy. Konkurencyjne wynagrodzenie. Pełny etat, praca tymczasowa, niepełny etat. Powiadomienia o nowych ofertach pracy. Szybko & bezpłatnie. Zacznij nową karierę już teraz! Ostatnio sarkałam, że w Bieszczadach nie jest łatwo o dobrą knajpę. Turystyczny przemiał, stary olej i zero filozofii innej, niż “zarobić ile się da”. Ale to nie do końca tak. Pojawia się coraz więcej miejsc, które karmią smacznie i starają się dbać o dobry produkt. Co w Bieszczadach wcale nie jest takie łatwe. W teorii … Mimo, że II wojna światowa zakończyła się w 1945 roku, Ustrzyki Dolne i przyległe tereny m.in. od Krościenka, przez Czarną, Lutowiska aż po Smolnik przez 6 kolejnych lat znajdowały się w granicach ZSRR. Dopiero umowa o zmianie granic z 15 lutego 1951 roku sprawiła, że obszary te zostały włączone do Polski. W badaniach wykorzystane zostały różnego typu materiały źródłowe, do najważniejszych zaliczają się wywiady z mieszkańcami Bieszczadów i niepublikowane pamiętniki konkursowe „Mój udział w rozwoju Bieszczadów” (1972 r.). Jak pokazały badania, nie bez znaczenia w przypadku osadnictwa w Bieszczadach była propaganda państwowa. JMgjiG. Bieszczady /fot. Lidia Tul-ChmielewskaDlaczego właśnie Bieszczady? Dlaczego wiele osób decyduje się pozostać w Bieszczadach na zawsze…a ci, co nie mogą – wciąż tutaj wracają? Niejednokrotnie zadawano sobie te pytania. Jaki fenomen jest w TYCH górach, które w serce trafiają niczym strzała Kupidyna?Piękne widoki, bezkres połonin to nie wszystko. Tutaj też chodzi o ludzi i o ich kulturę, obyczaje, jakie tutaj panują, specyficzny klimat, którego nigdzie indziej nie /fot. Lidia Tul-ChmielewskaBieszczady /fot. Lidia Tul-ChmielewskaMagiczne tutejsze galerie i te piękne okazałe i te zbite zaledwie z kilku desek. Tutaj człowiek swoim sercem maluje przepiękne obrazy, w których uwiecznia chwile, rzeźbi, pisze ikony, ręcznie wykonuje biżuterię, szkice i grafiki, figurki, wszelkiego rodzaju i pomysłu anioły i żyje przede wszystkim w zgodzie z naturą i z samym /fot. Lidia Tul-Chmielewska Tutaj, choć na chwilę – odcinasz się od wszystkich problemów, świata, który tak pędzi. Mamy nieodparte wrażenie, że czas jakby się zatrzymał, telefony komórkowe często tracą zasięg, a nie każdy dom ma wi-fi, nie myślimy o przewróceniu kartki w cisza jest jakaś uśmiechnięta, a noc czarniejsza niż inne. Szum potoków, wszelkie odcienie zieleni, a na jesień kakofonia barw czerwieni i rudości. Zima jest zawsze biała, otulona barwami bieli i nieba. Wiosna nas wprost hipnotyzuje łąkami, trelami ptactwa i zapachami tych, którzy lubią się zabawić – też znajdzie się wiele atrakcji, ale dla smakoszy ciszy – pełna oferta, albowiem w Bieszczadach jeszcze są miejsca, gdzie prędzej spotkasz misia niż /fot. Lidia Tul-ChmielewskaCzłowiek w samotnej upojnej ciszy najprędzej odszuka tutaj samego siebie. Jest w stanie przemyśleć niektóre rzeczy. Zatrzymać się. Odetchnąć. Pokonać przeciwności, lęki. Zdystansować się do miejskich problemów, które ograniczają nas często do pracy, zarabiania pieniędzy i wydawania ich w Lidia Tul-ChmielewskaDla wielu Bieszczady to źródło nowych inspiracji, innego spojrzenia na świat, ludzi, a niezwykłe problemy, staja się bardzo odległe i jakby ciut mniejsze. Najmocniej urok Bieszczadów doceniają ludzie przyjezdni, Ci, którym „cywilizacja” i wyścig szczurów dopiekł najmocniej. To właśnie oni upajają się tym klimatem, urokiem krajobrazów i „człowiekiem”. Dlaczego? Bo to wszystko jest dla nich DAREM, rajem utraconym w pogoni za Lidia Tul-ChmielewskaHasło „Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady” stało się marketingowym hitem, ale czy każdemu starczy odwagi by wprowadzić w życie ten slogan? Życie w Bieszczadach ma ogrom plusów, ale minusów też tutaj nie brakuje. Powiadają, że jak przeżyjesz zimę w Bieszczadach to reszta już nie straszna….Nie da się tego wszystkiego opisać, nazwać, zacytować. Trzeba tutaj przyjechać. Po prostu pobyć. A pobyć najlepiej poza sezonem. Jeśli zamieszkasz, przeżyjesz tę pierwszą zimę bieszczadzką, to masz szansę pozostać tutaj na zawsze. Nie jest tutaj różowo, ale na pewno jest zielono, kolorowo, a zimą zawsze tutaj jest inaczej?Najwięcej dusz artystycznych w Polsce, przeliczone na 1 km2 jest w Bieszczadach, kultowe imprezy artystyczne i festiwale. Krajobrazy nie maja równych sobie Drewniana i wyjątkowa architektura sakralna Obszary wyludnione – dzikie, które kiedyś były wsiami pełnymi ludzi Ludzie – inni, spokojniejsi, bardziej uśmiechnięci, serdeczni ciut konserwatywni Historia, kultura i tradycje rdzennych mieszkańców Bieszczadoza – choroba, która dopada prawie każdego tutaj. Objawia się zapatrzeniem, zakochaniem i powracaniem. Cztery pory roku jednakowo piękne, jednakowo atrakcyjne i jednakowo inne. Amatorzy wszelakich sportów, znajdą tutaj dla siebie swoje miejsce – począwszy od żeglarstwa, rowerów, nart, a na koniach skończywszy Tutaj nauczysz się żyć w pokorze i w zgodzie z naturą. Docenisz to, co ofiaruje Ci las, całe swoje runo leśne, docenisz to, że drzewo nie służy tylko do palenia w kominku, docenisz to, że woda jest miękka i czysta, a niebo pełne człowiek czasem potrzebuje się odciąć od wszystkiego. Dla zabieganych, zapracowanych nie ma lepszego miejsca do polecania jak komputera i komórek, tabletów – poczują pewne zaniepokojenie – tzw. syndrom odstawienia. Ale jeśli Bieszczady im tego nie wynagrodzą, to oznacza, że są straceni dla życia. Bo Bieszczady po prostu SĄ zbliża się jesień, pomału pustoszeją szlaki, pojawią się koneserzy ciszy, piękna i spokoju. Wybarwi się buczyna, zrudzieją borówczyny. Połoniny nabiorą rudości i ciepła kolorów. Piękna pora, dla wędrówek wśród kolorów sepii i /fot. Lidia Tul-ChmielewskaNiema pory roku, która by nie nadawała się by nie przyjechać w Bieszczady. Nie wie o tym tylko ten, co nie /fot. Lidia Tul-ChmielewskaLidia Tul-Chmielewska – chora na Bieszczadozę od kilkunastu lat Mieszkasz w dzikiej dolinie Hulskiego w Bieszczadach. Jak to się stało, że postanowiłeś zamieszkać w lesie, w Polsce? Henri Schumacher: Po maturze mieszkałem rok w lesie w Niemczech. Miałem mieszkanie przy jednej z wsi, za którą był już tylko las, taki duży, chyba największy w Niemczech. Koczowałem w Nadrenii-Palatynacie nieopodal granicy z Francją. Żyłem tam w samotności, właściwie nie miałem żadnego kontaktu z ludźmi, tylko z drzewami: „rozmawiałem” z nimi, przytulałem się. Dużo też pracowałem nad sobą, był to rodzaj terapii: jeśli byłem smutny, to szedłem do lasu, płakałem, krzyczałem, zajmowałem się też swoimi lękami, które ujawniają się głównie w nocy. W ten sposób zaczynałem żyć z naturą, bo od niej dużo się uczyłem. Ona była dla mnie drogą duchową. Henri Schumacher przed swoim tipi. Fot. Dariusz Matusiak Z czego wynikało twoje postanowienie mieszkania w lesie? Czy już od dzieciństwa miałeś tak głęboki kontakt z przyrodą? To stało się, gdy miałem 17 lat. Wcześniej też interesowałem się przyrodą, ale głównie naukowo. Chciałem być biologiem i badać zwierzęta. Już wtedy miałem taką wizję: mieszkać gdzieś w lesie, w chacie i obserwować zwierzęta. I to spowodowało, że zamieszkałeś w lesie? Nie, myślę, że to była bardziej duchowa motywacja. Był taki okres, kiedy bardzo źle się czułem psychicznie, byłem dużo sam, w ogóle miałem niewielki kontakt z ludźmi. Wcześniej przeprowadzałem się kilkakrotnie w różne miejsca: pierwsze sześć lat życia mieszkałem w Hamburgu, później rok w okolicach Hamburga, później wyprowadziliśmy się do Nadrenii-Palatynatu. Dopiero kiedy miałem 18 lat, wyprowadziłem się do takiej małej miejscowości na skraju bardziej cywilizowanych terenów. To było dla mnie duchowe i terapeutyczne miejsce. Bardzo dużo nauczyłem się tam, co las może oznaczać. Uczyłem się też od lasu miłości i bycia miękkim. Przedtem miałem twardą drogę, taką ascetyczną, surową, często robiłem posty. Wiele osób uważa, że przyroda uczy surowości i bezwzględności. A jak to było z Tobą? Było raczej odwrotnie, mnie uczyła miękkości. Z czego ta miękkość wynikała? Z miłości. Sam czułem się bardzo bezpieczny w kontakcie z przyrodą. Mieszkałeś już wtedy w tipi? Nie, miałem mieszkanie, ale większość czasu spędzałem w lesie. Przez kilka dni nawet bez noża, butów. To była taka inicjacja, uczyłem się być bardziej miękki dla siebie. Pytałem się, dlaczego jestem taki twardy, uczyłem się pozytywnych uczuć wobec siebie i ludzi. Na przykład nienawiść, którą odczuwałem wobec innych osób zaczynała się transformować w pozytywne emocje wobec nich. Co sprawiło, że podjąłeś decyzję o przyjeździe do Polski? Po tym okresie „leśnym” zacząłem zajmować się stolarką, szukałem też kontaktu z ludźmi. Brałem np. udział w spotkaniach w pełnię księżyca, gdzie robiliśmy indiański sweat lodge [indiański „szałas potu”, służący jako prymitywna sauna oraz miejsce przeżywania duchowych wizji]. Wtedy usłyszałem po raz pierwszy o spotkaniach Rainbow Family, które były poświęcone rozwojowi wewnętrznemu, duchowości Ziemi i byłem tym bardzo zainteresowany. W 1990 r. pojechałem po raz pierwszy na Rainbow w Austrii. Było tam bardzo dużo ludzi z Polski, a wśród nich dziewczyna, w której się zakochałem. Postanowiłem wtedy pojechać do Polski na warsztaty bębniarskie do wioski ekologicznej w Dąbrówce. Stamtąd pojechałem do Warszawy na demonstrację przeciw budowie elektrowni jądrowej w Żarnowcu. Jeden z organizatorów demonstracji pamiętał mnie z Rainbow w Austrii i spytał, czy nie chciałbym przygotować następnego Rainbow w Polsce. Stwierdziłem, że czemu nie, mam czas. Spotkaliśmy się w październiku w Krakowie i później pojechaliśmy w Beskid Niski i szukaliśmy tam miejsca. Dla mnie to było coś wspaniałego – w Polsce spotkałem oryginalnych ludzi, którzy żyli z przyrodą, to był dla mnie całkiem inny świat. Później usłyszałem od kogoś, że w Bieszczadach jest jeszcze bardziej dziko, więc pojechaliśmy tam, najpierw do Wołosatego, później usłyszałem o Tworylnem. Gdy pierwszy raz poszedłem z Krywego na Tworylne i stałem na górze, mając przed sobą rozległą dolinę Tworylnego, to zakochałem się w tym miejscu. Spotkanie Rainbow odbyło się. Przyjechało na nie kilka tysięcy ludzi z całej Europy i gdy już wyjechali, zostałem tam w drewnianym domku jeszcze ponad miesiąc. Później wróciłem do Niemiec. Bieszczady. Fot. Andrzej Ginalski Wiele osób zarzuca ruchowi Rainbow Family, że wprowadza za dużo ludzi w dzikie miejsca. Jak ty to widzisz? Wtedy właśnie bałem się tego. Na początku zauważyłem, że powstaje hałas np. wytwarzany przez bębny, ale później zmieniało się to. Po dwóch tygodniach wytworzyła się harmonia między ludźmi a przyrodą. Osoby, którym to nie pasowało, po prostu wyjechały. Była bardzo pozytywna energia. Na drugim Rainbow w Polsce było już inaczej. Wtedy w Tworylnem było bardzo dobrze, po pół roku nie było już nawet śladu pobytu ludzi. Czy Rainbow sprawiło, że zostałeś w Polsce? Tak. Po Rainbow zostałem jeszcze trochę w Polsce, potem było drugie Rainbow w Beskidzie Niskim, którego nie organizowałem, ale przyjechałem na nie. Zostałem jeszcze jakiś czas w Polsce – pracowałem jako stolarz u znajomych w Bieszczadach. Do Niemiec wróciłem dopiero we wrześniu i zacząłem naukę ciesielską. Już wtedy szukałem miejsca do zamieszkania, miałem pomysł kupna ziemi w okolicach Tworylnego. W Polsce czułem się dużo bardziej akceptowany, bardziej odpowiadała mi polska mentalność, w Niemczech miałem problemy ze znalezieniem przyjaciół, znajomych. Czy w Niemczech nie dało się mieszkać w taki sposób, jak w Polsce? W Niemczech jest trochę przyrody, ale bardziej zagospodarowana. Kiedy byłem rok w lesie, zdecydowałem się, że chcę żyć zgodnie z przyrodą i miałem w związku z tym różne pomysły, chciałem stworzyć jakieś miejsce. Na początku chciałem mieszkać sam, później spotkałem Rainbow, które tworzy krąg ludzi. W Rainbow spodobało mi się dużo rzeczy, ale nie wszystkie. Dużo wędrowałem po Europie, ale czułem, że w Polsce jest moje miejsce. Z ludźmi też tak było, czułem się z nimi bardzo dobrze. Chcesz stworzyć w Bieszczadach ekologiczną wioskę. Jak powstał ten pomysł? Byłem w Rosji na Rainbow ze swoją dziewczyną i najpierw, podróżując autostopem przez Ukrainę i Rosję, oglądaliśmy różne miejsca, byliśmy też w Bieszczadach. Chciałem jej pokazać Tworylne, to było dla mnie bardzo ważne. Zacząłem szukać miejsca na taką wioskę, pytać ludzi i po tygodniu dowiedziałem się, że można kupić 30 hektarów ziemi na Hulskiem, pięć kilometrów od Tworylnego i to było właśnie to, czego szukałem. Poszedłem do właściciela tej ziemi, ustaliliśmy wszystko, ale cały proces wykupu trwał aż dwa lata. Stworzyliśmy fundację „Plemię Sanu” i przez nią kupiliśmy ziemię. Co jest dla ciebie najważniejsze w tym projekcie wioski? Chcę znaleźć ludzi, którzy będą chcieli razem ze mną uczyć się, jak żyć w zgodzie z przyrodą, nie ingerując w nią zanadto. Nie robić czegoś, co nie jest odwracalne, szukać swojego miejsca w przyrodzie, także duchowego. Myślę, że można się przyjaźnić z przyrodą, np. ze zwierzętami, mieć z nimi kontakt. Koło ścieżki do mojego tipi było legowisko sarny. Gdy przechodziłem, ona obudziła się i uciekła. Potem wołałem do niej, żeby wiedziała, kim jestem, a ona odpowiadała, podobnie jak konie. Wydaje mi się, że kontakt gatunków żyjących blisko siebie jest możliwy, czy to z drzewem, czy zwierzęciem. Dla mnie jest też ważne, czy człowiek się nie oszukuje. Jeśli ktoś chce się uczyć od przyrody, to musi się otwierać. Powinien mieć jak najmniej rzeczy, które rozpraszają uwagę. Ja chcę żyć bez prądu, silnika spalinowego, telefonu, używek. Jeśli chce się żyć z przyrodą, trzeba być w miarę czystym w środku. Mieszkasz w tipi – dlaczego? Myślę, że człowiek daleko odszedł od swojej prawdziwej drogi, od tego, czego naprawdę potrzebuje. Sądzę, że najważniejsze potrzeby człowieka nie są materialne, lecz duchowe. Poszukiwanie luksusu jest według mnie zastępstwem duchowości i miłości. Spotkałem wielu ludzi, którzy mieli dużo pieniędzy, ale nie byli szczęśliwi. Myślę, że to nie jest to, czego człowiek naprawdę szuka. A ty czujesz się szczęśliwy? Im mniej mam, tym bardziej czuję się szczęśliwy. Kiedy jestem w Hulskiem, czuję się szczęśliwy. Potok Hulskie w Bieszczadach. Fot. Krzysztof Mazurkiewicz Na razie wyjeżdżasz na zimę do Niemiec. Czy chciałbyś zamieszkać tu na stałe? Czy masz jakiś pomysł na utrzymanie się tu przez cały rok? Chcę jak najwięcej robić samemu, uprawiać ziemię, szyć ubrania, może hodować len, albo wymieniać się na wełnę. Nie wiem, czy będę miał zwierzęta. Pierwszą rzeczą, którą chcę robić, jest wypiek własnego chleba. Pragnę żyć samowystarczalnie, produkować jak najwięcej własnych wyrobów, prowadzić handel wymienny z okolicznymi mieszkańcami, a w ostateczności coś kupić czy sprzedać. Jakie masz doświadczenie współpracy z ludźmi, czy są takie osoby, które też chciałyby mieszkać z tobą? Część osób przyjeżdża tu trochę przypadkiem, poszukując spokoju. Kilku ludzi, którzy naprawdę byli tym zainteresowani, było jednak zbyt młodych, chcieli podróżować, później spotkali dziewczyny, które miały inne plany, nie zdecydowali się tu zostać. Od jakiegoś czasu przyjeżdża tu dużo osób. Nawet byłoby mi łatwiej, gdybym był bardziej samotny, mógłbym bardziej skoncentrować się na budowie szałasu na zimę. Dziękuję za rozmowę. Sękowiec, sierpień 2004 r. Henri Schumacher (ur. 1967) w Niemczech. Ukończył naukę jako wędrowny cieśla, założyciel fundacji „Plemię Sanu”, której celem jest powołanie wioski ekologicznej. Hulskie – nieistniejąca wieś nad potokiem Hulskim wpadającym do Sanu. Tuż przed wojną były tu 62 gospodarstwa. W czerwcu 1946 r. wysiedlono do ZSRR niemal wszystkich mieszkańców. Opuszczone zabudowania spaliła UPA. Rok później, podczas akcji „Wisła”, wygnano ze wsi ostatnie siedem osób, którym udało się w ukryciu przeczekać wywózkę na Wschód. NOCLEGI W BIESZCZADACH Gdzie nocować w Bieszczadach? Już wiesz, że chcesz jechać w Bieszczady i zastanawiasz się gdzie najlepiej się zatrzymać w Bieszczadach? Wertowanie ofert w Internecie i główne pytanie: w której miejscowości w Bieszczadach szukać noclegów? Jadąc pierwszy raz wybrałam chyba najbardziej bezpieczną opcję, czyli Wetlinę, która oferuje zdecydowanie najwięcej miejsc noclegowych, jednak możliwości jest dużo więcej. Na tyle ile poznałam te rejony opiszę czego można się spodziewać w wybranych miejscowościach. Dla wędrujących, których nie interesuje za bardzo ani muzeum w Sanoku, ani Polańczyk, czy zapora w Solinie i tym podobne atrakcje, a po prostu nastawiają się na górskie wędrówki (do takich zaliczam się ja :)) polecam noclegi w Bieszczadach Wysokich w paśmie od Cisnej, przez Wetlinę aż po Ustrzyki Górne. Bliskość szlaków oraz wszechobecny spokój i malownicze widoki – to wszystko właśnie tu znajdziecie, ale po kolei: Wetlina – miejscowość, która jest najbardziej “turystyczna” i „skomercjalizowana” ze wszystkich w okolicy, może konkurować ewentualnie z Cisną. Skomercjalizowana? Turystyczna? Kto był ten wie, kto nie był ten się przekona co te określenia oznaczają w Bieszczadach 🙂 Jeśli spodziewamy się niezliczonej ilości straganów, kiczu, ciupag czy oscypków na każdym kroku to zdecydowanie się zawiedziemy. W Wetlinie są 3 sklepy, kilka restauracji, z czego część czynna jest sezonowo, bądź wyłącznie w weekendy, dwie budki z lodami w okresie wakacyjnym i to by było na tyle… ale tak, to wciąż jest najbardziej popularna destynacja w Bieszczadach. Mimo wszystko, właśnie tu znajdziemy najwięcej turystów z uwagi na rozbudowaną bazę noclegową. Bezpośrednio z Wetliny wejdziemy na słynną Połoninę Wetlińską, Wielką Rawkę czy Smerek. Cisna – podobnie jak Wetlina – jest mocniej rozwinięta turystycznie, co oznacza, że znajdziemy tu kilka sklepów i restauracji ze słynną „Siekierezadą” na czele. Cisna to miejscowość, którą można polecić rodzinom z dziećmi – tuż za miejscowością, w Majdanie, swój bieg rozpoczyna Kolej Wąskotorowa, niedaleko jest też mini zoo, blisko znajdziemy rezerwat “Sine Wiry”, a do Jeziora Solińskiego dojedziemy w ok. 30 min. Bezpośrednio z Cisnej prowadzą szlaki na Jasło. Ustrzyki Górne – zdecydowanie mniejsza miejscowość niż Wetlina czy Cisna, położona jest już bardzo blisko granicy z Ukrainą, w bardziej dzikiej okolicy. Znajdziemy tu dwa sklepy i kilka restauracji, które napoją i nakarmią strudzonych turystów schodzących z Tarnicy, Połoniny Caryńskiej czy Wielkiej Rawki. Słabsza baza noclegowa, ale sporo połączeń autobusowych, czy busów czekających przy przystanku. Największym plusem jest imponująca ilość szlaków wychodzących bezpośrednio z Ustrzyk Górnych. Dwernik – pięknie położona wioska tuż za Połoniną Caryńską, kilka agroturystyk, jeden ekskluzywny hotel z ogólnodostępną restauracją, jeden mini sklep-kiosk za mostem na Sanie. Możliwość bezpośredniego wejścia na Połoninę Caryńską, Dwernik/Kamień oraz na Otryt. W Dwerniku znajduje się Park Ciemnego Nieba – dla kochających gwiazdy miejsce wymarzone. Warto wspomnieć, że podróż droga prowadzącaą do Dwernika z Brzegów Górnych to czysta przyjemność – 10 km wśród bujnego lasu, wzdłuż meandrującej rzeki – zachwyca i przenosi w inny świat, możemy poczuć się jak w dżungli. Dla szukających ciszy, spokoju, bieszczadzkiej dziczy, całkowicie z dala od cywilizacji – idealne miejsce. Na autobusy bym tu jednak nie liczyła, a i złapać stopa może być ciężko. Krzywe, Przysłup, Strzebowiska – malowniczo położone miejscowości na wylesionych zboczach po południowej stronie Wielkiej Obwodnicy Bieszczadzkiej na trasie z Cisnej do Wetliny. Rozciągają się stąd zachwycające panoramy Bieszczadów, z Połoniną Caryńską i Smerekiem na czele. Nie znajdziemy tu jednak sklepów i restauracji. Dla poszukujących wyciszenia i dzikich przeżyć miejsca perfekcyjne. Położenie wzdłuż głównej bieszczadzkiej drogi daje szeroką gamę możliwości dotarcia do głównych parkingów i rezerwatów w mniej niż 30 min. oraz realną szansę podróżowania stopem. Z samych miejscowości możliwość zdobycia kilku szczytów bezpośrednio, m. in. bliskość Jasła. Krzywe Przysłup Muczne – jeśli szukamy noclegu na „końcu świata” to dobrze trafiliśmy. Już sama droga do Mucznego jest dość wymagająca i ciekawa. Na miejscu kilka domów-agroturystyk, dwie restauracje, jeden sklep, bardzo kameralnie. Doskonała baza do wyjścia na zjawiskowe Bukowe Berdo, a nawet na Tarnicę, czy dla szukających mniej oczywistych destynacji jak np. Źródła Sanu, czy dawna osada Beniowa, do których dotrzemy stąd autem w 15 min. (drogą niekoniecznie asfaltową!). Będąc w Mucznem obowiązkowo trzeba się wybrać właśnie dalej na wschód i południe docierając do terenów przygranicznych. Tu jest naprawdę dziko! Jakby czas zatrzymał się dobrych kilka lat temu… Pusto, znikome zabudowania, znikoma cywilizacja, mało asfaltu na jezdni, za to piękne lasy, rozległe polany, czy torfowiska. Całe Bieszczady są dzikie, tajemnicze, lekko mroczne, ale tutaj jest to jeszcze silniej odczuwalne. Co ciekawe, przez przypadek, szukając tarasu widokowego w Tarnawie Niżnej, natrafiłyśmy tam na słynną z drugiego sezonu “Watahy” chatę Rebrowa. Jadąc z Mucznego w kierunku Tarnawy Niżnej, po kilku mintuach mijamy most, za którym w prawo odchodzi nieutwardzona droga – tam trzeba odbić i po ok 1 km dotrzemy do punktu widokowego, przy którym znajdziemy Chatę Rebrowa. Decydując się na zakwaterowanie w Mucznem, musimy zaplanować więcej czasu na dojazdy, jeśli chcemy także wędrować po słynnych Połoninach, Rawkach, zwiedzić Łopienkę, czy okolice Cisnej – do Wetliny jedziemy w ok. 40 min, a do Cisnej w 1h. W okolicy znajduje się Pokazowa Zagroda Żubrów (super atrakcja dla dzieci i nie tylko!) oraz Centrum Promocji Leśnictwa, które moim zdaniem trochę nie pasuje do klimatu tego miejsca, a restauracja pozostawia wiele do życzenia. Oprócz tego, Muczne i jego tajemnicza okolica zachwyca! Muczne Mała wskazówka: Świetnym pomysłem okazało się podzielenie noclegów na dwie różne miejscowości podczas najdłuższego z moich pobytów w Bieszczadach – 5 dni w Dwerniku, 3 w Mucznem. Rozwiązanie idealne! Możliwość zobaczenia całkowicie różnych środowisk, poznania nowych smaków i krajobrazów oraz wędrówek po innych szlakach. Dla niektórych podwójne rozpakowywanie i pakowanie może być barierą nie do przejścia, ale jeśli nie jest to polecam! NOCLEGI W BIESZCZADACH Dotychczas nocowałam w kilku miejscach, głownie dlatego, że po prostu były już zajęte i trzeba było szukać alternatyw. Kryteria wyszukiwania: pokój z łazienką i ogólnodostępną kuchnią do 50 zł/os. WETLINA: Pokoje Gościnne Dorota Andreasik – tu trafiłam przy pierwszej wizycie w Bieszczadach. Pokoje przytulne, z drewnianymi elementami, czysto, tv w pokoju, duża wspólna kuchnia zaopatrzona w podstawowe rzeczy, jak kawa, herbata, przyprawy. Mała lodówka w każdym pokoju. Mini tarasik. Na zewnątrz nieduży ogródek i wiata na grilla. Właścicielka bardzo miła i pomocna. Wszystko bardzo na plus! Pokoje trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem. Biesówka – drewniana chata z bali, pokoje czyste, choć ciasne. Przestronny salon z kuchnią, wspólna lodówka, w salonie tv. Duży ogród z wiatą na grilla. DWERNIK – Noclegi pod lasem – Dom położony na wzgórzu w zacisznej okolicy, pokoje czyste, nieduże, trochę ciemne. Mała, choć dobrze wyposażona kuchnia, w kuchni tylko jeden stół z ławą. Brak salonu, tv w pokoju czy kuchni, co oczywiście standardowo nie przeszkadza, jednak w okresie dużych sportowych wydarzeń z udziałem Polaków trochę tego brakowało. Na zewnątrz ogródek i wiata na grilla oraz stół z ławkami, gdzie poranna kawa z widokiem na góry smakowała wyśmienicie! MUCZNE – Willa Arnika – jedyne miejsce, gdzie nocleg kosztował zdecydowanie więcej (95 zł nocleg ze śniadaniem), jednak lokalizacja przy samym szlaku oraz fenomenalne śniadanie rekompensowały ten wydatek. Swoje pieczywo, domowe wędliny, kiełbaski, pasty rybne, sezonowe owoce, ciasta – było naprawdę różnorodnie i pysznie! Pokoje przestronne, czyste, jadalnia pełniąca też funkcje salonu, tv w salonie, ładnie zadbany ogródek z oczkiem wodnym. Jedynym minusem może być brak ogólnodostępnej kuchni, jeśli ktoś chciałby przygotowywać posiłki samemu. Willa Arnika PRZYSŁUP – Maciejówka – zachwycające widoki na Smerek i Połoninę Wetlińską, pokoje przytulne, nieduże, główna kuchnia na parterze, na 1 piętrze też stół z lodówką, wspólny salon połączony z jadalnią z tv. Ganek przed domem, duży, zadbany ogród, śliwki i jabłka prosto z drzewa :). Bardzo pomocna właścicielka, bez problemu zgodziła się na spontaniczne dołączenie do pokoju kolejnej osoby za symboliczną opłatą. Co wybiorę przy kolejnym wyjeździe w Bieszczady? Nie mam pojęcia. Każde miejsce ma swój urok, każde ma swoje plusy i minusy. U mnie dominuje chęć obcowania z naturą nad bliskością sklepów i restauracji, więc prawdopodobnie skieruję się w jak najbardziej dzikie i zaciszne okolice: Dwernik, Muczne, a może Przysłup czy Strzebowiska? Czas pokaże! 🙂 Odkryj mapę i ruszaj w Bieszczady! Zobacz także:

z czego utrzymać się w bieszczadach