🐂 Gdzie Zatonął Titanic Mapa

Mapa pokazuje miejsce, w którym RMS Titanic zatonął na północnym Atlantyku 15 kwietnia 1912 r., około 380 mil na południowy wschód od wybrzeża Nowej Funlandii w Kanadzie i około 1300 mil na wschód od miejsca docelowego w Nowym Jorku. Getty/iStockphoto. Gdzie jest wrak Titanica? Pragnę poinformować, że Titanic nie zatonął, bezpiecznie wpłynął do portu, gdzie jednak nagle się zdematerializował . 02 Mar 2023 17:31:09 Titanic z założenia miał być niezatapialnym statkiem. Szybko jednak okazało się, że były to tylko założenia. W nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku, podczas dziewiczego rejsu na trasie Southampton – Cherbourg – Queenstown – Nowy Jork, zderzył się z górą lodową i zatonął. jak zimna była woda w filmie Titanic? pewnie wiedziałeś, że woda jest lodowata—ale człowieku, to jest zimne. Temperatura wody morskiej w rejonie, gdzie Titanic zatonął, wynosiła -2 stopnie Celsjusza (28.4 stopnie Fahrenheita). czy ktoś w wodzie przeżył Titanica? uważa się, że w zatonięciu Titanica zginęło ponad 1500 osób. 111 lat temu zatonął Titanic. Miał być najbardziej luksusowym i niezatapialnym, jak zapewniali budowniczowie Titanica, statkiem. Okazało się, że kiedy wpadł na górę lodową i przełamał się na pół, dziób upadał na dno oceanu z prędkością 60, a rufa 80 km na godzinę. Historia starszej pary z "Titanica" jest oparta na faktach. OceanGate, the tour company, has said all 5 passengers are believed dead. The Titan: The voyage to see the Titanic wreckage is eight days long, costs $250,000 and is open to passengers age 17 and The post Woman who battled with severe hair loss cautions against doing sleek, ‘clean girl’ hairstyles appeared first on In The Know. 25d ago. Google Maps coordinates reveal the exact location of the Titanic wreckage – a spooky site that marks one of history's deadliest marine disasters. Mapa przedstawiająca położenie jednostek najbliższych tonącemu Titanicowi Zatonięcie Jedna z dryfujących szalup z rozbitkami Czołówka nowojorskiej gazety „New York Herald”. Nagłówek głosi: „Titanic tonie z 1800 ludźmi na pokładzie, tylko 675 ocalałych, głównie kobiety i dzieci” 21,00 w. RMS Olympic (w okresie pierwszej wojny światowej także HMT Olympic) – brytyjski parowy statek pasażerski, jeden z trzech statków typu Olympic, do którego należał również „Titanic” (zatonął w słynnym zderzeniu z górą lodową) oraz „Britannic” (przekształcony później w statek szpitalny). W przeciwieństwie do pybhg6O. Zapewne widzieliście państwo wspaniały – nagrodzony 11 Oscarami! – film „Titanic” Jamesa Camerona z 1997 r., dlatego o przebiegu samej tragedii pisał nie będę, bo wszyscy wszystko wiedzą. Zresztą z powodu rocznicy było pewnie sporo artykułów opisujących zarówno sam statek (niesłychanie luksusowy), jak i dramatyczną noc jego zatonięcia, gdy zginęło ponad 1,5 tysiąca ludzi. O tym łatwo przeczytać. Natomiast ja, korzystając z tej rocznicy, chciałbym napisać o „Titanicu” i jego katastrofie z punktu widzenia techniki – jestem wszak inżynierem (chociaż nie okrętowym). Pomysł na pokonanie konkurencji Koncepcja budowy trzech ogromnych i superluksusowych statków do kursowania pomiędzy Europą i Ameryką powstała w 1907 r. Linie żeglugowe White Star Lines musiały się wtedy pogodzić z faktem, że „Błękitną Wstęgę Atlantyku” (nagrodę za najszybsze przepłynięcie z Europy do Ameryki) zdobył parowiec „Mauretania” należący do floty Cunarda, a linie White Star, aspirujące do tego, żeby dzierżyć priorytet przy przewozach pasażerskich między Europą i Ameryką, nie miały wówczas szans na zbudowanie szybszego statku. W związku z tym podczas spotkania towarzyskiego dyrektora linii White Star, Bruce’a Ismaya, i prezesa rady nadzorczej stoczni Harland & Wolff, Williama Pirrie, wymyślono, żeby zbudować statki wprawdzie nie szybsze od zwycięskiej „Mauretanii” i jej bliźniaczki „Lusitanii”, ale większe. Postanowiono od razu zbudować trzy takie same wielkie liniowce. Przyjęto, że każdy taki nowy statek będzie o sto stóp dłuższy od konkurentów i bardziej komfortowy. Budowę powierzono oczywiście stoczni Harland & Wolff. Głównym konstruktorem został Thomas A. Andrews. „Titanic” mógł zabrać na pokład 2435 pasażerów, ale zabrał tylko 1324. Gdyby miał pełne obłożenie, liczba ofiar byłaby jeszcze większa. „Titanic” był drugim z serii owych ogromnych luksusowych transatlantyków. Wcześniej zbudowano bliźniaczy statek o nazwie „Olympic”, a jako następny był budowany „Gigantic” (jego nazwę zmieniono na „Britannic”). „Olympic” został zwodowany 20 października 1910 r. i był reklamowany jako największy statek świata. Istotnie miał 269 m długości i żaden inny statek mu nie dorównywał. Ale pół roku później (31 maja 1911 r.) zwodowano „Titanica”, który miał wprawdzie taką samą długość, ale nieznacznie większą wyporność, co pozwoliło liniom White Star ponownie robić wrzawę medialną, że oto znowu pojawia się „największy statek świata”. Czysty chwyt reklamowy! Feralny rejs „Titanica” Jak wiadomo, statek wyruszył z Southampton w samo południe 10 kwietnia 1912 r. i najpierw popłynął do Cherbourga we Francji, żeby zabrać 150 pasażerów ze statku „Nomadica”, który nie mógł płynąć przez ocean, ponieważ w Anglii był strajk górników i brakowało węgla. Z tych samych powodów miejsce na „Titanicu” otrzymało też wielu pasażerów innych statków unieruchomionych w Anglii. Cieszyli się, że popłyną na tym wspaniałym liniowcu – nie wiedząc, że popłyną po śmierć... „Titanic” mógł zabrać na pokład 2435 pasażerów, ale zabrał tylko 1324. Gdyby miał pełne obłożenie, liczba ofiar byłaby jeszcze większa. Ale podczas katastrofy zginęła większość członków załogi, która liczyła dokładnie 892 osoby, stąd łączna liczba ofiar to około 1,5 tys. Warto odnotować małą ciekawostkę wskazującą na to, że przeczuć lepiej nie lekceważyć. Otóż podczas wypływania z portu Southampton miał miejsce mały wypadek. Pod wpływem gwałtownego strumienia wody poruszonej ogromnymi śrubami „Titanica” urwał się z cum statek „New York” i omal nie doszło do zderzenia. Nic złego się nie stało, ale wypłynięcie „Titanica” opóźniło się o godzinę. Kilku pasażerów uznało to za zły znak i zdecydowało się opuścić statek podczas ostatniego postoju w Europie w porcie Queenstown w Irlandii. Zapewne w ten sposób uratowali życie... Uwarunkowania katastrofy O tym, dlaczego za późno zobaczono górę lodową, z którą statek się zderzył, napisano całe tomy. O tym, jak źle ewakuowano pasażerów, też łatwo przeczytać. Że szalup było za mało – to też wiadomo. Stocznia chciała umieścić na statku (zgodnie z projektem) 48 szalup. Mogłyby uratować 2886 osób. Ale dyrektor White Star Lines, wspomniany wyżej Bruce Ismay, zdecydowanie odmówił, twierdząc, że to niepotrzebny koszt i że tak duża liczba szalup brzydko wygląda. Alexander Carlisle, dyrektor stoczni, wspominał później, że o liczbie szalup dyskutowano zaledwie przez 15 minut, podczas gdy na temat dywanów w kabinach pierwszej klasy debatowano dwie godziny. Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ Ostatecznie na statku zastosowano 16 szalup. O wiele za mało! W dodatku w czasie katastrofy w większości zabrały one o wiele mniej rozbitków, niż wynosiła ich pojemność. Szalupa nr 7, opuszczona jako pierwsza, zabrała zaledwie 28 osób, podczas gdy przeznaczona była dla 65 ludzi. Dokładnie tak samo było z szalupą nr 6. Ostatnie opuszczone szalupy, oznaczone A i B, każda o pojemności 47 osób, zabrały tylko po 12 rozbitków. Haniebną rzeczą w tej katastrofie był fakt, że blokowano dostęp do szalup pasażerom niższych klas, ratując przede wszystkim pasażerów pierwszej klasy. W efekcie spośród 329 pasażerów tej klasy zginęło 130. Też dużo, ale prawie dwie trzecie uratowano. Natomiast spośród 710 pasażerów trzeciej klasy zginęło aż 536 osób. Więcej niż trzy czwarte! Ale o tym wiedzą wszyscy. Natomiast o tym, że powód zatonięcia był ściśle związany z zastosowaną technologią budowy statku, mało kto wie. Spróbuję więc przybliżyć państwu te szczegóły, bo warto o tym ważnym wydarzeniu wiedzieć coś więcej niż to, co wiedzą wszyscy. Zły system wynagradzania pracowników Kadłub „Titanica” budowany był z płyt z miękkiej stali. Miały one w większości rozmiary 1,8 x 10,4 m i były łączone nitami, których użyto w sumie ponad 3 mln. Płyty te zdały egzamin. Wygięły się, gdy statek uderzył burtą o górę lodową, ale wytrzymały. Natomiast puściły nity, którymi te płyty były łączone, przez co w kadłubie powstał otwór. Wąska szczelina, a nie ogromna dziura, jak początkowo sądzono! Szczelina ta miała zaledwie 1 cm szerokości, ale aż 90 m długości. Bo na tak ogromnej długości puściły od uderzenia nity! Właśnie ta długość zadecydowała o tragedii, bo woda wdarła się aż do sześciu przedziałów wodoszczelnych. Przy zalaniu czterech przedziałów – dzięki posiadaniu pomiędzy przedziałami grodzi wodoszczelnych – „Titanic” pozostałby na powierzchni. Z tego powodu firma Stone & Lloyd, która wyprodukowała owe grodzie wodoszczelne, ogłaszała w prasie, że „Titanic” jest „niezatapialny”. Konstruktor statku, wspomniany wyżej Thomas A. Andrews, znał jednak prawdę. Gdy się dowiedział, że woda wdziera się do sześciu przedziałów, powiedział kapitanowi Smithowi, że statek zatonie. Dzięki temu w porę wysłano radiem sygnał SOS, który sprowadził statek „Carpathia” ratujący rozbitków, a akcję ewakuacji pasażerów rozpoczęto wcześniej. Niestety, sam Andrews zginął na tonącym statku. Ale czemu puściły nity? Otóż z powodu systemu wynagradzania pracowników stoczni zajmujących się nitowaniem. Każdy nit był wbijany w stoczni przez czterech robotników: podgrzewacza, który go rozżarzał, chwytacza, który go umieszczał w otworze wywierconym w obu łączonych płytach, trzymacza, który trzymał główkę nitu, i grzmociarza, który zakuwał nit po drugiej stronie. Byli oni opłacani w zależności od liczby wbitych nitów... spieszyli się więc, żeby więcej zarobić. Był także dodatkowy powód do takiego pośpiechu. Otóż właśnie w czasie budowy „Titanica” stocznia zaczęła wprowadzać innowację w postaci nitowania maszynowego. Nitownice hydrauliczne miały zastąpić robotników, pozbawiając ich definitywnie zarobku, dlatego chcieli oni wcześniej wbić ręcznie jak najwięcej nitów i zarobić jak najwięcej pieniędzy. Ręczne zakuwanie twardych nitów było bardzo czasochłonne. W celu skrócenia czasu zakuwania pojedynczego nitu kowale pracujący przy „Titanicu” zaczęli je wykonywać ze stali o większej zawartości węgla, którą uzyskiwali, dodając do czystej stali żużel. Takie nity były miększe, a więc łatwiejsze do zakuwania, w wyniku czego robotnicy więcej zarobili. Nikt jednak nie zastanawiał się przy tym, że nity ze stali o większej zawartości węgla stają się słabe i kruche w niskich temperaturach! Tymczasem przy zderzeniu z górą lodową woda morska miała bardzo niską temperaturę i dlatego nity puściły. Na całej długości! Gdyby nitowanie było prowadzone już za pomocą tych nowoczesnych (wdrażanych dopiero) maszyn hydraulicznych, statek by przetrwał, bo te mechaniczne nitownice wykorzystywały wyłącznie nity wykonane fabrycznie, gdzie zawartość węgla w stali była bardzo rygorystycznie sprawdzana. „Titanic” dopłynąłby do Nowego Jorku z niewielkim wgnieceniem na całkowicie szczelnym kadłubie i ze zdrowymi pasażerami, wspominającymi z rozbawieniem przygodę, jaka im się zdarzyła na morzu. Ale pracę wykonywali ludzie pracujący w systemie wynagradzania, który premiował wyłącznie ilość, a nie jakość. No i skończyło się tak, jak się skończyło... Losy bliźniaków Tragedia „Titanica” oczywiście odbiła się na losach bliźniaczych statków. „Olympica” wprawdzie przebudowano, zainstalowano więcej łodzi ratunkowych i dodano podwójne dno, ale szczęście mu nie sprzyjało. Uległ zderzeniu z brytyjskim krążownikiem HMS „Hawke”, a w 1934 r. w gęstej mgle staranował i zatopił amerykański latarniowiec „Nantucket”. Armatorzy mieli dość tych wypadków i w 1935 r. „Olympic” został przeznaczony na złom. Trzeciego „bliźniaka”, reklamowanego w trakcie budowy pod nazwą „Gigantic”, nazwano ostatecznie skromniej – „Britannic” – i zwodowano 26 lutego 1914 r. Ale nigdy nie ukończono go jako statku pasażerskiego, pracował więc jako transportowiec wojskowy (bo wybuchła I wojna światowa). Wykonał jednak tylko sześć rejsów i 21 listopada 1916 r. zatonął na Morzu Egejskim, ponieważ wpadł na miną morską postawioną przez niemiecki okręt podwodny. Ponieważ miejsce katastrofy było blisko brzegu, kapitan uruchomił maszyny i usiłował wyrzucić statek na piaszczystą plażę. Nie była to dobra decyzja. Statek po uderzeniu dziobem w dno złamał się i bardzo szybko zatonął. Na szczęście „Britannic” (na skutek tragedii „Titanica”) miał wystarczającą liczbę szalup i prawie wszyscy z blisko 1300 przewożonych ludzi uratowali się. Ale trzeba też dodać, że 30 rozbitków wciągnęły pod wodę i zabiły pracujące pełną mocą śruby. Gdyby nie ta desperacka próba wbicia statku w brzeg, pewnie uratowaliby się wszyscy... Autor jest profesorem AGH w Krakowie Dopiero 104 latach od tragicznej katastrofy „Titanica” poznaliśmy tę tajemnicę o tej tragedii. W jednej z szalup ratunkowych tego transatlantyku znaleziono ciała pasażerów, szukających ratunku. Teraz znamy opis tych kolekcjoner postanowił spisaną ręcznie relację wystawić na aukcję w domu aukcyjnym Henry Aldrige & Son of Devizes w do wydarzeń sprzed ponad stu lat. Zwłoki trzech mężczyzn odkryto w składanej łodzi około 360 km od miejsca, gdzie transatlantyk zatonął. Na szalupę natknął się 13 maja 1912 roku brytyjski liniowiec RMS „Oceanic”. Kapitan podpłynął do zauważonego na wodzie obiektu. Operację przez lornetki śledzili załoga i pasażerowie. Po chwili doszło do nich, że w dryfującej łodzi znajdują się pochodzącym sprzed 104 lat opisie czytamy, że nie można było ich zidentyfikować. Jedno z nich znajdowało się w stanie tak dalekiego rozkładu, że gdy marynarze próbowali je unieść, odpadły odeń ramiona. Zwłoki owinięto w płótno i po zmówionej przez załogę modlitwie spuszczono do wody. 10 tajemnic Watykanu, z których mało kto zdaje sobie sprawę.... Do opisu dołączone są trzy czarno-białe fotografie. Na jednej z nich widać jak do Atlantyku opuszcza się łódź ratunkowa z sześcioma członkami załogi RMS „Oceanic”. Druga pokazuje marynarzy wiosłujących w stronę jeszcze niezidentyfikowanego widocznego w dali obiektu. Na trzeciej widzimy dwóch marynarzy liniowca stojących w łodzi ratunkowej „Titanica”. Później zidentyfikowano ją jak „składaną łódź A”. Była to ostatnia łódź ratunkowa dostępna na już szybko nabierającym wody były trzy ofiary? Dwie to zapewne palacze [kotłowi] z maszynowni. Trzecią był 37-letni pasażer pierwszej klasy wracający do domu w Kanadzie Thomson Beattie. Jak na ironię początkowo kupił on bilet na inny statek. Jednak trzy dni przed rejsem napisał do matki, że zmienił zamiar i wraca do domu innym nowym i niezatapialnym (!) składanej szalupie znaleziono także obrączkę z wygrawerowaną na wewnętrznej stronie dedykacją „Gerdzie Edward”. Należała ona do Gerdy Lindell, która razem z mężem Edwardem emigrowała właśnie ze Szwecji. Zginęła próbując dopłynąć do małżonka, który już siedział w łodzi ratunkowej. Zmarł z powodu wyziębienia trzymając w dłoni jej obrączkę. Jego ciało rozbitkowie spuścili do wody, aby zmniejszyć ciężar zapisów dotyczących katastrofy „Titanica” wynika, że po zderzeniu z górą lodową [odnalezionej miesiąc później] łodzi nigdy z niego nie spuszczono.. Zmyło ją ze statku, gdy znikał on już pod wodą. Około 30 osób przebywających w lodowato zimnej wodzie ratując swoje życie rozpaczliwie próbowało się do niej dostać. Większość zmarła z wyziębienia. 12 przejęła na pokład inna szalupa ratunkowa. Następnie składana łódź A zaczęła swobodnie dryfować. Przypomnijmy, że do tragedii doszło w nocy 14 kwietnia 1912 Mamy tu trzy fotografie z pierwszej ręki dokumentujące odkrycie łodzi ratunkowej „Titanica”. Do tego spisany ręcznie opis pasażera RMS „Oceanic” na temat stanu ciał i przebiegu operacji dotarcia do szalupy - mówi właściciel wspominanego domu aukcyjnego Andrew wiemy, który z pasażerów RMS „Oceanic” wykonał zdjęcia i opisał całe zdarzenie. Czytamy tylko między innymi - Przepływałem Atlantyk miesiąc po katastrofie „Titanica”. W pewnym momencie podnieśliśmy z morza jedną z łodzi ratunkowych z dwoma…Nierozpoznawalne ciała pasażera w stroju wieczorowym i dwóch palaczy [kotłowych]. Gdy oficer pokładowy RMS „Oceanic” próbował podnieść jedno z ciał, od zwłok odpadły opis. „Titanic” zatonął w czasie dziewiczego rejsu z do Southampton do Nowego Jorku. Stanowił szczytowe osiągnięcie techniki i sztuki inżynieryjnej. Do dziś trwają spory o liczbę ofiar katastrofy. Zginęło ponad 1500 osób. Przeżyło 730. W szalupach ratunkowych było miejsce na ponad 1100 osób. Jednak według świadków wiele z nich było pustych. Przyczyna leżała prawdopodobnie w złej organizacji pierwszego etapu ewakuacji. Do ofiar należy zaliczyć też osoby, które w panice próbowały uciekać i zostały stratowane. A także mężczyzn, którzy próbowali dostać się do szalup przed kobietami. Załoga nie mogąc dać sobie rady z wybuchłą na pokładzie paniki zaczęła do nich strzelać. POLECAMY: Poszukiwania wraku Titanica Pierwszą koncepcję oraz zamiar odnalezienia wraku Titanica przedstawiono już pięć dni po katastrofie statku. Vincent Astor, syn multimilionera Johna Jacoba Astora - najbogatszego pasażera, jako jeden z pierwszych zadeklarował chęć rozpoczęcia poszukiwań. Chciał on przede wszystkim odnaleźć i wyłowić zaginione ciało swojego tragicznie zmarłego ojca. Rodziny najbogatszych pasażerów Titanica, którzy ponieśli śmierć w lodowatych wodach Atlantyku w tragiczną noc 15 kwietnia 1912 roku podpisały nawet kontrakt z amerykańską firmą Merritt and Chapman Derrick and Wrecking, która miała podjąć się operacji wydobycia wraku. Jednakże przedstawiciele tej firmy - jak się wkrótce okazało - stanowczo stwierdzili, że takie przedsięwzięcie nie jest możliwe do wykonania przy obecnych uwarunkowaniach technicznych. Jeszcze w 1913 roku architekt Charles Smith zaproponował, aby do wydobycia wraku Titanica użyć łodzi podwodnych wyposażonych w elektromagnesy, które rzekomo miały wydobyć na powierzchnię stalowego kolosa. Koncepcje wydobycia wraku Titanica wkrótce jednak zeszły na dalszy plan, wraz z nadejściem I i niedługo później wybuchem kolejnej, jeszcze straszliwszej II Wojny Światowej. Zainteresowanie historią Titanica oraz jego wrakiem ponownie odżyło wraz z ukazaniem się w roku 1955 książki Waltera Lorda, pt. "A Night to Remember". Trzy lata później, na bazie książki powstał pierwszy film fabularny o tym samym tytule, opowiadający o tragicznym rejsie Titanica. Wrak Titanica, podobnie jak sam statek, zarówno przed jak i po wojnie intrygował i rozpalał wyobraźnię ludzi. Zanim jeszcze udało się zlokalizować jego dokładne położenie, jak grzyby po deszczu mnożyły się rozmaite pomysły na wydobycie wraku z dna oceanu. Jedne z nich można śmiało zaliczyć do kategorii śmiesznych, a inne do nieobliczalnych czy wręcz irracjonalnych. Podczas gdy w głowach śmiałków rodziły się pomysły i dyskusje nad tym, jakim najsprytniejszym sposobem wydobyć Titanica nikt nie rozważał najważniejszego, mianowicie gdzie dokładnie znajduje się wrak? Na jakiej długości i szerokości geograficznej? Może trudno w to uwierzyć, ale przez ponad 70 lat nie udało się ustalić dokładnego miejsca spoczynku statku. Nie podjęto też żadnej próby morskiej, ukierunkowanej na podwodne poszukiwania wraku. Wielu uczonych, przedsiębiorców, ale również i zwykłych ludzi zastanawiało się i snuło własne domysły nad możliwościami wydobycia wraku. Przez lata poszukiwacze sensacji prześcigali się w pomysłach i planach, dotyczących wydobycia wraku. Jedną z ciekawych teorii przedstawił w 1966 roku Anglik Douglas Woolley. Rozważał on wydobycie Titanica przez podczepienie go specjalnymi linami i doczepienie do nich nylonowych balonów napełnionych powietrzem. W latach 70-tych XX wieku Woolley złożył firmę Seawise Salvors International i ogłosił gotowość do poszukiwania wraku statku, wydobycia go i holowania aż do Liverpoolu, gdzie miałby być odrestaurowany i przywrócony jako pływające muzeum. Wtedy jeszcze nie zdawano sobie sprawy, że wrak Titanica po przełamaniu spoczywa na dnie oceanu w dwóch częściach, w dodatku zwróconych do siebie w przeciwnym kierunku. Inny angielski przedsiębiorcą Arthur Hickey zaproponował z kolei zamrożenie Titanica tak, aby wrak mógł wypłynąć na powierzchnie niczym kostka lodu. Pojawiły się również pomysły wypełnienia wnętrza Titanica piłeczkami pingpongowymi lub 180 tysiącami ton roztopionego wosku. Nigdy jednak nie podjęto prób wykonania żadnego z tych ekstrawaganckich pomysłów. Pierwsza poważna próba W 1980 roku przeprowadzono pierwszą naukową próbę odnalezienia wraku Titanica. Sponsorem tej naukowej ekspedycji był magnat przemysłu naftowego Jack Grimm, który wcześniej sfinansował m. in. wyprawę poszukiwania potwora z Loch Ness oraz Arki Noego. Na pokładzie wynajętego statku H. J. W. Fay oprócz dowodzącego tą wyprawą Grimma znaleźli się m. in. twórca filmowy Mike Harris, geolog dr William Rayan z obserwatorium geologicznego Lamont-Doherty na uniwersytecie Columbia oraz oceanograf z instytutu Scripps, dr Fred Spiess. Za pomocą sonaru bocznego naukowcy zbadali ponad 600 mil kwadratowych dna morskiego na Północnym Atlantyku. Poszukiwania jednakże nie przyniosły żadnego rezultatu, mimo iż przedtem ten sam zespół naukowców odkrył 14 innych wraków. Rok później Grimm i Harris wypłynęli w kolejna wyprawę, tym razem na pokładzie statku Navy. Zespół naukowców przedstawił przypuszczalną pozycję wraku Titanica, ale wbrew licznym akcjom poszukiwawczym i wielu godzinom pracy sonaru, ponownie nie udało im się odnaleźć wraku statku. Również trzecia ekspedycja sfinansowana przez Grimma, która wyruszyła w lipcu 1983 roku, zakończyła się kompletnym niepowodzeniem. 1985 Francusko-Amerykańska ekspedycja Druga połowa lat 80-tych XX wieku przyniosła znaczący postęp w dziedzinie rozwoju technologii oceanicznej i badań podwodnych. Francuski Instytut oceanografii IFREMER specjalizował się w ulepszaniu i rozwijaniu technicznych możliwości sonaru podwodnego, nieocenionego urządzenia badającego dno oceanu. Latem 1985 roku, Francusko-Amerykańska naukowa wyprawa wyruszyła na dwu miesięczną ekspedycje. Celem wyprawy było odnalezienie i sfotografowanie wraku Titanica. Naukowcy wyruszyli na wyprawę statkiem Navy, wykorzystanym w poprzednich ekspedycjach. Jednostka ta otrzymała dodatkowo bezzałogową łódź podwodną, o nazwie Argo, wyposażoną w nowoczesny zestaw kamer wideo oraz specjalny wysoko kontrastowy systemem oświetlenia. Francuski zespół z oceanografem Jeanem-Louisem Michelem na czele i operatorem Jeanem Jarrym mięli zbadać obszar 400 kwadratowych mil morskich w celu zlokalizowania wraku Titanica, za pomocą sonaru zwanego 'SAR', spuszczonego 600 stóp pod powierzchnię wody. Amerykanie natomiast pod przewodnictwem dr Roberta Ballarda mięli używać do przeszukiwania głębin oceanu i robienia zdjęć wraku łodzi podwodnej Argo. Pierwszy znak Po 21 dniach nieustannego penetrowania dna oceanu, ekipie badawczej udało się przeszukać ponad 80% tzw. domyślnego obszaru, w którym mógł znajdować się wrak. Jednakże w dalszym ciągu nie natrafiono na ślad Titanica. W prawdzie posiadano namiary przypuszczalnej pozycji wraku Titanica, lecz widocznie nie były one dokładne. Niespodziewanie okrętowy magnetometr wykazał ogromną żelazną masę na dnie oceanu, ale załoga zlekceważyła to. Naukowcy borykali się z problemami natury technicznej m. in. nastąpiła zmiana statku bazy z Navy na statek Knorr, podczas gdy ten pierwszy powrócił do Francji. Wspólnymi siłami zbadano pozostałe 20% dna oceanu. Teoria rozsianych szczątków Przez dwa tygodnie, zespół francuskich i amerykańskich naukowców dokonał pomiaru znacznego obszaru dna oceanu przy pomocy m. in. amerykańskich kamer podwodnych. W poszukiwaniu wraku Titanica, Robert Ballard po raz pierwszy zastosował nową technikę badań podwodnych, opartą na idei rozsianych szczątków. 1 września 1985 roku, o godzinie 01:05 w nocy Jean-Louis Michael przeglądał zdjęcia, wykonane podwodnymi kamerami. Nagle na ekranie monitora pojawiły mu się ogromne metalowe bojlery, stalowe naczynia oraz metalowe pręty. Michale już wiedział, że w końcu natrafili na wrak Titanica. Krótko potem o godz. 2:00 w nocy wysłał innego członka załogi, aby obudzić Ballarda który spał w swojej kabinie. Cała załoga Knorra szybko zjawiła się na rufie statku i wzniosła flagę stoczni Harland and Wolff, ku pamięci Titanica i ofiar katastrofy. Podczas kolejnych dni podwodne kamery ponownie zbliżyły się do wraku Titanica i odsłaniały resztę wraku. Żurawiki, służące od opuszczania szalup na wodę wyglądały na wciąż nietknięte. Do wraku wysłano także dwu tonowy obiekt zwany ANGUS (Acoustically Navigated Geophysical Underwater Survey), wyposażony w 35 mm obiektyw kolorowej kamery. W między czasie członkowie załogi i naukowcy analizowali zarejestrowany obraz Titanica i spostrzegli, że wrak statku nie znajdował się w jednym kawałku, jak napisano w oficjalnym raporcie i podano do publicznej wiadomości. "To było kłamstwo. Statek leżał na dnie w dwóch częściach, wraz z czterema ogromnymi kominami" - opowiada Ballard. Wbrew przypuszczeniom wielu ludzi, tonący statek nie opada na dno prosto w dół, lecz zanurza się pod pewnym kątem. W przypadku Titanica przełamuje się i bardzo wiele przedmiotów wypada z jego wnętrza na zewnątrz. Niektóre z nich są bardzo ciężkie, jak np. sejf, a niektóre całkiem lekkie jak: krzesła pokładowe, buty. Ballard stwierdził, że za tonącym statkiem powstaje tzw. pas szczątków, ciągnącym się na przeszło milę. Spróbował więc prowadzić poszukiwania wraku w inny sposób. Doszedł do wniosku, że nie ma sensu szukanie Titanica, mającego zaledwie 30 metrów szerokości. Powinien raczej szukać jego szczątków, które po przełamaniu statku opadały na dno z wysokości blisko 4000 metrów. Decyzja badania większego obszaru w poszukiwaniu rozrzuconych szczątków zamiast mniejszego w poszukiwaniu samego statku zaowocowała odnalezieniem wraku Titanica. "Czy lepiej jest szukać czegoś o długości mili czy 30 metrów? No cóż to zupełnie inna strategia..." - stwierdza Ballard. Dzięki tej technice możliwe było odnalezienie wraku Titanica, podczas gdy innym się to nie udało. Druga wyprawa Ballarda Dr Robert Ballard powrócił do wraku Titanica w lipcu 1986 roku, tym razem z podwodnym robotem o nazwie Janson JR. ( Urządzenie wyposażono w wysokiej-jakości kamery i ogromnej mocy lampy. 28 calowy robot zbadał niedostępne rejony wraku, w tym słynną wielka klatkę schodową. Amerykanie prowadzili również badania w miejscu, gdzie w statek uderzyła góra lodowa. Jednakże, podczas tonięcia statku siła opadania wraku Titanica była tak silna, że kadłub po prostu wbił się w dno oceanu. Z tego powodu badania wyrwy były mocno utrudnione. Dzięki niezwykle doskonałym ilustracjom historyka Kena Marschalla i wręcz inżynierskiej precyzji, z jaką maluje możemy dokładnie zobaczyć, jak dziś wygląda wrak najsłynniejszego statku świata. Pomimo iż wszystkie ilustracje, przedstawiające szczątki Titanica powstały na podstawie materiałów zarejestrowanych przez sonar oraz kamery sond podwodnych, ich jakość i staranne dopracowane szczegóły pomagają oddać cały urok okrytego tajemnicą wraku. W każdej wyprawie badawczej, wiedza i talent Kena Marschalla są nieocenionym wsparciem dla zespołu. Wydobycie czy rabunek? Odnalezienie w 1985 roku przez Roberta Ballarda wraku Titanica było bez wątpienia szczytowym osiągnięciem jego kariery naukowej i zawodowej. Od tego czasu z wraku wydobyto tysiące przedmiotów. Wśród wielu odbytych ekspedycji badawczych, na pokładzie legendarnego Titanica udało się odnaleźć m. in. rzeźbę tego oto aniołka. Znajdował się on na schodach pierwszej klasy. Kontynuowane od 1987 roku przez amerykańską firmę RMS Titanic Inc wyprawy wydobywcze, pozwoliły wydobyć ponad pięć i pół tysiąca mniejszych i większych artefaktów z wnętrza oraz okolic wraku statku Titanica. Nie mając możliwości powstrzymania tego rabunku Ballard bada inne wraki w pogoni za spełnieniem swojego długoletniego marzenia: "Istotnie, szukam najlepszego obiektu historycznego by stworzyć pierwsze eksperymentalne muzeum pod wodą".

gdzie zatonął titanic mapa